sobota, 17 stycznia 2009

Szpryca


Przyznam się Wam bez bicia, że stęskniłem się odrobinę za miejscem, gdzi dane mi obecnie studiować. Brakowało mi tych geszeftów z szyldami w języku niemieckim, białych domków z czarnymi belkami (tzn. mur pruski), czy też ich gulgoczącej mowy, która przypomina mi brzęk metalowych kulek od łożyska uderzających o stół; wreszcie tęskno mi jakoś było do wyłudzania od ludzi żelazka czy innych sprzętów gospodarstwa domowego.

Zdecydowanie mniej śpieszno mi natomiast do egzaminów. Najoględniej mówiąc, chyba tylko jakaś szpryca może mi pozwolić to wszystko godnie zdać. I ja nie biadolę tu nawet nad kwestią językową, tu chodzi o sprawy jak najbardziej merytoryczne. Z bólem muszę stwierdzić, że ich test zwłaszcza z farmakologii jest mocno wyśrubowany (prednizon na hiperkalcemie - wiedzieliście? receptory 5HT wszyściutko, do tego realna toksykologia!). 

Tak więc sytuacja jest trudna, wymaga powagi i dogłębnego zastanowienia się, planów. Nie sprzyja temu pójście na imprezę, którego dokonałem wczoraj i to, które dokona się dzisiaj. Z drugiej strony paradoksalnie im bardziej pogrążam swoje niełatwe położenie przed egzaminami tym bardziej rośnie we mnie głupkowata wiara, że jakoś to będzie. Jakoś sie pchnie. 

Oby.

PS Na załączonej po prawej stronie ekranu rycinie obraz jaki ukazuje się moim oczom po zaraz po przebudzeniu.

wtorek, 6 stycznia 2009

Przełom i napór na zachód

Fakt, że dzisiaj w księgarni chciałem zadać pytanie o dostępność pewnej ksiazki używając języka niemieckiego, odbieram jako nic innego niż zwiastun mojego rychłego powrotu za Odrę (czy też, jak to kolega Piotrek na balandze sylwestrowej skwitował "do Reichu").

Może to nawet i dobrze? Przyznaję, że nie znoszę najlepiej długotrwałego wyrwania z cyklu zajęć - zwłaszcza jeżeli ma to miejsce w zimę. Zdaję mi się,  że będąc teraz w Warszawie zapadłem w pewnego rodzaju letarg - spanie ponad normę, jedzenie już wyłącznie z czystego łakomstwa, obładowanie książkami i okazjonalnie drink przed snem. 

Słowem, moja aktywność ostatnio przypominała jakby jakiś ślizg po rozmiękłym śniegu.

Osobliwa to forma nabierania sił. Zwłaszcza, że nie czuję się fenomenalnie wypoczęty, ale liczę, że to tylko pozór, gdyż sesja zimowa będzie nielada wyzwaniem. Zdradzę Wam w tajemnicy, że jeśli chodzi o egzaminy mam zamiar pomścić porażkę w Klagenfurcie.

Dobrze, łapię więc ostatnie wolne chwile, ostatnie głębokie oddechy zimnym mokotowskim powietrzem i szykuję się. Plecak przygotowany, jest suszone mięso, wódka, wieszaki, żelazko, są książki. Nie zginę :)

Aha, byłbym zapomniał. Dziękuję za iście sarmackie przyjęcie wszystkim kolegom; no i pozdrowienia dla tych, którzy są teraz w mroźnej, dalekiej Norwegii.