wtorek, 6 stycznia 2009

Przełom i napór na zachód

Fakt, że dzisiaj w księgarni chciałem zadać pytanie o dostępność pewnej ksiazki używając języka niemieckiego, odbieram jako nic innego niż zwiastun mojego rychłego powrotu za Odrę (czy też, jak to kolega Piotrek na balandze sylwestrowej skwitował "do Reichu").

Może to nawet i dobrze? Przyznaję, że nie znoszę najlepiej długotrwałego wyrwania z cyklu zajęć - zwłaszcza jeżeli ma to miejsce w zimę. Zdaję mi się,  że będąc teraz w Warszawie zapadłem w pewnego rodzaju letarg - spanie ponad normę, jedzenie już wyłącznie z czystego łakomstwa, obładowanie książkami i okazjonalnie drink przed snem. 

Słowem, moja aktywność ostatnio przypominała jakby jakiś ślizg po rozmiękłym śniegu.

Osobliwa to forma nabierania sił. Zwłaszcza, że nie czuję się fenomenalnie wypoczęty, ale liczę, że to tylko pozór, gdyż sesja zimowa będzie nielada wyzwaniem. Zdradzę Wam w tajemnicy, że jeśli chodzi o egzaminy mam zamiar pomścić porażkę w Klagenfurcie.

Dobrze, łapię więc ostatnie wolne chwile, ostatnie głębokie oddechy zimnym mokotowskim powietrzem i szykuję się. Plecak przygotowany, jest suszone mięso, wódka, wieszaki, żelazko, są książki. Nie zginę :)

Aha, byłbym zapomniał. Dziękuję za iście sarmackie przyjęcie wszystkim kolegom; no i pozdrowienia dla tych, którzy są teraz w mroźnej, dalekiej Norwegii. 

Brak komentarzy: